WAŻNA INFORMACJA - strona korzysta z plików Cookie
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania prezentowanej zawartości do potrzeb odwiedzających. Korzystanie z naszego serwisu internetowego bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci Twojego komputera.

Akademia Polskiej siatkówki

  
Dane do logowania
15 lat progresu

FIVB (Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej) w latach dziewięćdziesiątych starała się podsycić zainteresowanie siatkówką. Szukała do tego partnerów wśród sponsorów dyscypliny i wśród stacji telewizyjnych. Postawiła m.in. na Ligę Światową, organizowaną od 1990 roku, jako na nowy rodzaj imprezy sportowej, pozwalającej pokazać atrakcyjne i nowatorskie oblicze siatkówki.

W 1998 roku LŚ trafiła do Polski. I od razu zyskała sobie ogromną popularność. Dlaczego? Można podać kilka przyczyn. Z pewnością istniało społeczne zapotrzebowanie na spektakularne widowiska sportowe o światowym zasięgu. A pewne założenia Ligi – łączenie w grupy partnerów z różnych kontynentów, którzy rozgrywali po dwa dwumecze, wysokie nagrody (w latach 1990 – 2000 ich wysokość wzrosła z jednego miliona do dziesięciu milionów dolarów), obowiązkowe transmisje telewizyjne – skutecznie to zainteresowanie podsycały.

Jednocześnie zmieniono zasady rozgrywania meczów. Najważniejsze zmiany – punkt z każdej akcji, sety do 25, tie-break do 15 punktów – sprawiły, że siatkarskie zmagania stały się bardziej dynamiczne. Otworzyły też siatkówce nowe możliwości w telewizji. Wcześniej stacje telewizyjne z powściągliwością podchodziły do transmisji siatkarskich z powodu ich nieprzewidywalności czasowej – nigdy nie było wiadomo, jak długo może trwać mecz. A szersza obecność w telewizji oznaczała też podniesienie atrakcyjności gry dla sponsorów.

W 1998 roku strategicznym partnerem polskiej siatkówki (na początku tylko męskiej) został Plus GSM (dziś Plus). Tak się składa, że w tamtych latach miałem okazję uczestniczyć w dyskusjach na temat strategii sponsoringowej tej firmy i w poszukiwaniu dyscypliny sportowej adekwatnej do ambicji i wyrafinowania technologicznego telefonii cyfrowej. Wybór siatkówki był rezultatem wielu drobiazgowych analiz uwzględniających poziom sportowy (przypomnijmy mistrzostwo Europy w 1996 i świata w 1997 roku polskich juniorów trenowanych przez Ireneusza Mazura), atrakcyjność marketingową sportu, szanse na jego obecność w mediach, atmosferę na widowni itp.

Formuła Ligi Światowej idealnie wpisywała się w te oczekiwania. Jednak nic, co nowe, nie przychodzi samo. FIVB stworzyło pewną ramę, ale tę ramę należało wypełnić treściwym i barwnym obrazem. Wprawdzie sport jest atrakcyjny sam w sobie, lecz odpowiednia oprawa ową atrakcyjność wydatnie podnosi.

15 lat progresu

Wspólny wysiłek PZPS i sponsora zrodził na przykład bogate scenariusze meczów LŚ. Składały się na nie oprawa plastyczna hal, odpowiednie zapowiedzi spikera oraz muzyka, oświetlenie, konkursy dla kibiców, barwne gadżety, zespoły taneczne, atrakcyjne formalnie reklamy i wiele innych, niekiedy drobnych działań, ale przyczyniających się do ożywienia ogólnego obrazu.

Najważniejsi byli oczywiście kibice. Siatkówka zawsze ich miała, lecz wraz z LŚ zaczął się zmieniać profil siatkarskiej widowni i jej reakcje na wydarzenia w hali. Jeśli ktoś ma możliwość porównania zdjęć z hal siatkarskich z różnych lat, np. z lat 80., wczesnych 90., z roku 2000 i choćby z minionego sezonu, łatwo dostrzeże jedną kolosalną różnicę. Widownia staje się z roku na rok coraz bardziej kolorowa. Z szarej czy granatowo-białej w latach 80. zmienia się w biało-czerwoną. Staje się też bardziej żywiołowa, rozśpiewana i roztańczona.

Pewne działania podjęte przez organizatorów – na przykład zapowiedzi spikerów i odpowiednio dobrana muzyka, udostępnianie koszulek, czapeczek itp. – trafiły na podatny grunt i zaczęły się lawinowo, później już samorzutnie, upowszechniać. Coś, co było na początku atrakcją i niespodzianką, z czasem stało się czymś oczywistym. Na mecz idzie się w odpowiedniej koszulce, bo każdy kibic już ją ma i nie wyobraża sobie innego stroju na taką okazję. Idzie się na mecz w gronie przyjaciół lub rodziny, bo mecz to okazja do dobrej zabawy. Żywiołowa reakcja polskiej publiczności, zażarte kibicowanie swoim, ale połączone z szacunkiem i sympatią wobec przeciwnika, zdumiewały i fascynowały zagranicznych gości i przyczyniły się z czasem do tego, że coraz więcej ważnych siatkarskich imprez (poczynając od finałów samej Ligi Światowej) trafiało właśnie do naszego kraju. Bo, jak podkreślali to i zawodnicy, i oficjele, atmosfera na salach była niepowtarzalna.

Siatkówka zrobiła się modna – odkryli to szybko politycy. Zaczęli się coraz częściej pojawiać na meczach, często także ubrani jak kibice. Witani byli czasem brawami, a czasem gwizdami. Widownia miała swoje zdanie, swoje sympatie i antypatie.

Jak ten polski fenomen siatkarski, nie tyle sportowy, co społeczny, wytłumaczyć? Myślę, że mamy tu do czynienia ze splotem kilku okoliczności. Liga Światowa sprawdziła się jako formuła atrakcyjnych zawodów. Ta atrakcyjność przyciągała kibiców i media, w szczególności telewizję (przypomnijmy, że transmisje telewizyjne to warunek konieczny dopuszczenia krajowej federacji do LŚ). Praca PZPS i sponsora, najpierw Plusa, z czasem także innych firm, zaowocowała nową, dynamiczną formułą widowiska. Sport na najwyższym światowym poziomie łączył się ze swoistym ludowym festynem, emocje sportowe przeplatały się z zabawą. To się przyjęło, bo pewnie było potrzebne, może nawet oczekiwane. Istniało autentyczne, choć może nie w pełni uświadamiane, zapotrzebowanie na takie formy kibicowania, zostało umiejętnie wsparte i wspaniale się rozwinęło.

15 lat progresu

Do pełni szczęścia w pierwszych polskich latach LŚ zabrakło tylko sukcesu.

Sukces organizacyjny i wspaniała atmosfera na trybunach nie prowadziły jednak do zwycięstw naszych siatkarzy. Zwycięstwa to tylko pojedyncze mecze i sety. Porażki nie zmniejszały jednak zainteresowania imprezą i entuzjazmu widowni. Z właściwą sobie wnikliwością charakteryzował to zjawisko Zdzisław Ambroziak: …powszechny zachwyt tym spektaklem, euforia związana z samym uczestnictwem w siatkarskim pikniku sprawiają, że wynik, czyli to, co w sporcie najważniejsze, przestaje się liczyć, porażka wcale nie psuje fiesty, nie zmniejsza też zachwytu i aplauzu dla naszych siatkarzy. A takie bezgraniczne, bezwarunkowe uwielbienie demoralizuje. Musi demoralizować.

Takie opinie, ale też płynąca ze strony części obserwatorów krytyka samej LŚ jako imprezy komercyjnej, w sensie sportowym mnie wartej niż mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata, nie mówiąc już o igrzyskach olimpijskich, nie zgasiła zainteresowania. Polska publiczność po prostu chciała mieć coroczny kontakt z siatkówką na mistrzowskim poziomie i dzięki LŚ rzeczywiście go miała. Dla kibiców, zwłaszcza w Katowicach czy w Łodzi, było to wydarzenie oczekiwane, które szybko wpisało się w coroczny kalendarz sportowy, i nie tylko sportowy, bo także imprezowy czy wręcz towarzyski.

I na szczęście w końcu się okazało, że widowisko nie musi stać w sprzeczności z rywalizacją sportową, a uwielbienie ze strony kibiców sportowców jednak mobilizuje. Przyszedł wreszcie czas na sukcesy – i w mistrzostwach świata, i w mistrzostwach Europy, i w Lidze Światowej (przypomnijmy zeszłoroczne zwycięstwo!).

Te piętnaście lat pokazało, że sport to przede wszystkim rywalizacja i wysiłek, ale także zabawa, marketing, widowisko, spotkanie przyjaciół – a proporcje, w jakich te elementy występują, są niezwykle ważne. Imponująca dynamika rozwojowa siatkówki w Polsce sporo zawdzięcza właśnie Lidze Światowej i wniesionej przez kibiców radosnej atmosferze sportowego święta.

I tak jest do dzisiaj. Tak też na pewno będzie w tym roku.

LESZEK KAMIŃSKI
Oceń artykuł:
  • 2.62 z 5 gwiazdek
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Średnia ocena: 2.62
Artykuły mogą być komentowane tylko i wyłącznie przez zalogowanych użytkowników.
Jeżeli nie posiadasz konta w naszej Akademii - założ je już dziś.